Kończące Wielki Tydzień Triduum Paschalne: Wielki Czwartek, Wielki Piątek i Wielka Sobota – to czas absolutnie wyjątkowych dni w kulturze ludowej.

Wypełniony był modlitwą, specyficzną obrzędowością, ale i intensywnymi zajęciami domowymi, kończącymi przygotowania do najważniejszych ze świąt – Zmartwychwstania Pańskiego.

Do czasu Triduum wszelkie większe prace domowe powinny być już pokończone, ale w chłopskich rodzinach nadal trwało przygotowywanie święconego oraz świątecznych potraw – obfitszych, bo i biedniejsi starali się mieć w tym czasie lepsze jedzenie. Bogatsi bili świnie, gotowali szynki, robili salcesony i kiełbasy, ubożsi wyprzedawali się z resztek zasobów, aby mieć pieniądze choćby na niewielkie zakupy lub udawali się do żydowskiej karczmy, aby cokolwiek pozyskać na kredyt.

W Wielki Czwartek na znak żałoby w kościołach milkły dzwony, co nazywano „zawiązywaniem”. Ich dźwięk zastępowały kołatki, trajkotki lub tzw. „tarapotki”, usposabiając tym samym gromady chłopców do hałasowania we wsiach, co tępili duchowni, jako swawole nielicujące z powagą dnia. Do praktyk Wielkiego Czwartku należał też obyczaj wieszania (ewentualnie palenia lub topienia) Judasza w formie słomianej kukły, jako zemsty na zdrajcy Jezusa, aczkolwiek na Kielecczyźnie ten okrutny w swej symbolice obyczaj był rzadko praktykowany. W kościołach urządzano „ciemnice” i sprawowano msze Wieczerzy Pańskiej, z charakterystycznym i wymownym akcentem umycia nóg dwunastu mężczyznom przez celebransa. W chałupach kończono porządki, w tym mycie obrazów „do czysta”, dekorowano izby kolorowymi bibułkowymi kwiatami i pająkami, aby nadać im nastrój wiosennych barw i współbrzmieć z budzeniem się przyrody do nowego życia.

Wielki Piątek to dzień największej żałoby, zasłoniętych filetowym kirem wizerunków Chrystusa, ogołoconych z kwiatów i obrusów ołtarzy, przejmującej liturgii wielkopiątkowej z Drogą Krzyżową, na którą chodzili ponoć najwięksi grzesznicy i ścisłego postu – niełatwego, gdy w kuchniach warzyło się smakowite świąteczne jadło, gdy gospodynie wypiekały baby i kołacze, rosnące pod pierzynami. Wielu w tym dniu nic nie brało do ust, inni zadowalali się suchym chlebem, ziemniakami, ewentualnie kawałkiem śledzia. W kościołach urządzane były (i nadal są) groby Jezusa, niegdyś przeważnie w formie grot skalnych, bogato dekorowanych, w czym uczestniczyły wiejskie kobiety. Przy grobach straż zaciągali mężczyźni - strażacy albo członkowie różnych bractw, stróżując do rezurekcji. Nastrój powagi tego dnia zakłócały hałaśliwe obrzędy pogrzebu żuru i śledzia, jako uprzykrzonych potraw wielkopostnych. Młodzi chłopcy biegali po wsiach z garnkiem żuru na plecach, zmieszanego z popiołem i różnymi odpadkami oraz z drewnianym lub tekturowym śledziem na patyku. W chwili nieuwagi rozbijano taki garnek na plecach nowicjusza w grupie, a po obowiązkowej po tym akcie bijatyce, resztki żuru wraz ze śledziem zakopywano gdzieś pod drzewem.

Wielki Piątek to także czas gotowania i malowania jaj. Jajko wielkanocne – symbol odradzającego się życia, musiało być elementem święconego, niezbędnym dodatkiem do świątecznego żuru i charakterystyczną świąteczną ozdobą. Towarzyszy od dawna świątecznym obchodom (najstarsze znaleziska pisanek na ziemiach polskich pochodzą z X wieku). Według polskich wierzeń ludowych jajko stanowi antidotum na wszelkie zło, toteż  skorupki z poświęconych jaj lub całe jaja były na różne sposoby wykorzystywane.  Malowane i barwione na wiele sposobów jaja są ciekawym przykładem plastyki obrzędowej. Wszystkie świąteczne dekoracje, ale i przyrządzanie potraw powinno być zakończone właśnie w Wielki Piątek. Z tym dniem łączyło się także przekonanie o uzdrawiającej sile wody, szczególnie bieżącej. Stąd poranne wyprawy do źródełek, obmywanie oczu i szereg innych związanych z wodą rytuałów, o zróżnicowanej interpretacji. Wierzono także w szczególną aktywność czarownic, biegających rankiem po polach i zbierających  w butelki rosę z trawy, czy profanujących przydrożne krzyże, choć z drugiej strony z racji rangi Wielkiego Piątku, odmawiano im siły sprawczej w tym dniu.   

Wielka Sobota to dzień święcenia pokarmów, ognisk przed kościołami, przejmującej liturgii Wigilii Paschalnej w kościołach. Święcenie pokarmów tradycyjnie odbywało się w domach zamożniejszych gospodarzy, przy kapliczkach lub przydrożnych krzyżach, albo przy dworach, tak jak np. działo się to w Ciekotach przed dworkiem Żeromskich, gdzie bryczką zajeżdżał ksiądz z Leszczyn, aby poświęcić pokarmy znoszone w koszach, kobiałkach, miskach. Dbano o dekorację stołu pod święcone, przykrytego śnieżnobiałą tkaniną, dekorowanego kolorowymi wycinankami, wąsami zajęczymi, czy borowiną, z barankiem z masła lub ciasta po środku. Stoły uginały się od obfitości jaj, mięsiw, bab i kołaczy. Sól, chrzan, masło, chleby – to także obowiązkowe elementy święconych pokarmów. Po obrzędzie poświęcenia, pokarmy umieszczano na honorowym miejscu na stole, aż do wielkanocnego śniadania. Przy kościołach w wielkosobotnie wieczory płoną ogniska – święci się ogień i ciernie, zazwyczaj tarniny, na pamiątkę ukoronowania Chrystusa koroną cierniową. Zarówno poświęcona woda zabrana z kościołów, i ciernie miały szerokie zastosowanie chroniące obejście i domowników od wszelkiego zła. Celebracje liturgii paschalnej odbywały się dawniej w nocy i kończyły nad ranem, procesją rezurekcyjną i radosnym Alleluja.  W tę wyjątkową noc, a i potem przez cały świąteczny dzień trwały wielkie kanonady, z użyciem ładunków często własnego pomysłu, jako salut na cześć Zmartwychwstałego Chrystusa i na pamiątkę wielkiego łoskotu, z jakim usuwał się kamień grobowy oraz oślepiającego światła, które stało się w czas Zmartwychwstania.        

dr Agnieszka Dziarmaga
Dział Badań Etnograficznych


IMGP6166fot. Mariusz Łężniak Duże
IMGP6166fot. Mariusz Łężniak Duże
IMGP6166fot. Mariusz Łężniak Dużefot. Mariusz Łężniak